piątek, 19 lipca 2019

0. Mam coraz więcej wątpliwości, że to wszystko było nam potrzebne, jak szczerbatemu pasta do zębów.

Olivia

    Po dość długiej i trudnej dla nas podróży w końcu dotarłyśmy do celu. Zaparkowałam auto niemalże przy samych schodach, abyśmy miały krótszą drogę z wnoszeniem naszych bagaży, lecz chyba żadna z nas nie miała dziś już na to siły i ochoty. Nigdy dotąd nie cieszyłam się tak bardzo z wyłożonego kostką podjazdu, na którym w końcu mogłam stanąć i rozprostować nogi. Przysięgam, że jeszcze pół godziny jazdy i chyba skończyłabym na wózku inwalidzkim z powodu nie chcących się wyprostować nóg.
- Myślisz, że to był dobry pomysł? - zapytała ciocia, opierając się o barierkę werandy.
- Dom wydaje się być całkiem przyzwoity, więc..
- Nie chodzi mi o dom. - powiedziała. - Mam coraz więcej wątpliwości, że to wszystko było nam potrzebne, jak szczerbatemu pasta do zębów.
- Ciociu, wszystko jest kwestią zaklimatyzowania się i spojrzenia na to inaczej. - powiedziałam, siadając na wiszącym fotelu. - Może Ruhpolding to nie Monachium, ale..
- Co za totalnie zadupie! - krzyk mojej młodszej siostry przerwał spokojną rozmowę z ciotką Marią. Obydwie spojrzałyśmy na rozwścieczoną dziewczynę, która była o krok od rzuceniem telefonu w najbliższe drzewo. - Zero zasięgu. Jak ja mam tu mieszkać?
Przez dobre kilka minut lamentowała, że przez nasze głupie decyzje musi zmieniać całe swoje dotychczasowe życie. Osobiście przestałam jej słuchać już po kilku pierwszych słowach. Znałam ją na tyle dobrze, że w małym palcu czułam, co ma do powiedzenia.
Do Ruhpolding trafiłyśmy z jednego powodu - kilka miesięcy temu zmarł najlepszy przyjaciel naszej ciotki. Pan Werner był starym kawalerem i nie zdarzyło mu się też żadne dziecko na boku, więc nie mając komu pozostawić domu z małą działką, postanowił zapisać go właśnie jej w testamencie. Długo myślała nad sprzedażą, lecz po wielu długich rozmowach stwierdziłyśmy, że mamy możliwość uciec z Monachium i spróbować mniej miejskiego życia.
- Nie mam siły na rozpakowywanie tych gratów. Zamawiam pizzę. - powiedziała, wyciągając telefon w celu wyszukania najbliższej pizzerii.
- A potem znów będziesz narzekać, że nie mieścisz się w spodnie? - zażartowałam. - Nie martw się, ponarzekam z tobą, ciociu. - kobieta zaśmiała się i odeszła na bok, aby spokojnie zadzwonić i złożyć zamówienie.
- Będziecie grube, jak beczki. - skomentowała Sophie.
- Trudno się mówi.
- Serio musimy tutaj zamieszkać? - jęknęła. - Nie możemy tu wpadać od czasu do czasu na weekend albo wakacje? W tej dziurze się nic nie dzieje.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? Jesteśmy tu dopiero od pół godziny.
- Olivia, błagam. Zrujnowałyście mi życie tą całą przeprowadzką.
- Przestaniesz w końcu narzekać? - delikatnie podniosłam ton głosu. Traciłam cierpliwość do jej marudzenia. - Zobaczysz, że zmiana otoczenia dobrze ci zrobi.
- Żartujesz sobie ze mnie? Nie mam tu zasięgu, znajomych, mój chłopak został w Monachium.. Dlaczego moje zdanie nigdy się nie liczy? Dlaczego nie mogłam zostać tam?
- Z dwóch prostych powodów, moja droga. Po pierwsze, masz szesnaście lat, a po drugie nie mamy zamiaru opłacać mieszkania w Monachium, bo musiałybyśmy pracować po nocach, aby na to wyrobić.
- Wiesz co? Zachowujesz się gorzej niż stara baba. - fuknęła, rzucając telefonem w leżące nieopodal kamienie, po czym zaczęła oddalać się w kierunku małego sadu.
- Lepiej szanuj ten telefon, bo babcia ci nowego nie da pod choinkę. - krzyknęłam za nią, a ta wystawiła tylko środkowy palec.
Sophie od małego była bardzo rozpieszczana przez rodziców, zwłaszcza przez mamę, więc kiedy zamieszkałyśmy z ciotką Marią i poczuła, że nie wejdzie jej na głowę, zrobiła się strasznie arogancka, wredna i wszystko widziała tylko w negatywnym świetle. Od jakiegoś czasu, gdy zmieniła szkołę, ponieważ w poprzedniej nie mogła zdać do następnej klasy, zmieniła się już na tyle, że całkowicie przestałam się z nią dogadywać, a ciotka zaczęła przymykać oko na to, co Sophie wyrabia, tłumacząc to tym, że w końcu zmądrzeje, jak na czymś się sparzy.
- Za czterdzieści minut będzie jedzonko. - powiedziała wesoło. - Wiesz, mała, to była chyba jednak dobra decyzja. - rozłożyła się na kolorowym leżaku i popatrzyła na mnie kątem oka. - Jutro jadę do miasta pozałatwiać resztę spraw związanych z gabinetem. Myślę, że za kilka dni ruszymy.
- Myślę, ciociu, że duet Schneider & Landberger zawojuje tym miasteczkiem. - zaśmiałyśmy się przybijając żółwika.


   Około dziewiętnastej postanowiłam pójść pobiegać. Uwielbiałam biegać odkąd tylko pamiętam! Założyłam słuchawki i wyjaśniając krótko cioci i siostrze, gdzie idę, wyszłam z domu. Zanim jednak wybiegłam z bramy, upewniłam się jeszcze, czy aby na pewno mam naładowany telefon w razie gdybym przypadkiem się zgubiła i nie znała drogi powrotnej. Ja, w przeciwieństwie do młodszej siostry, cieszyłam się z przeprowadzki. Nigdy nie przepadałam za miejskim tłokiem i mieszkaniem w bloku, gdzie jednymi sąsiadami była samotna matka z trójką dzieci od różnych ojców, a drugimi seksoholik na emeryturze, do którego prostytutki waliły drzwiami i oknami. Potrzebowałam trochę ciszy i spokoju, odizolowania się, a przede wszystkim odpoczynku od tego, co spotkało mnie w tamtym mieście. Z zamysłu wyrwał mnie widok siedzącego na brzegu drogi małego chłopca i większego chłopca, który starał się go uspokoić.
- Mogę wam jakoś pomóc? - zapytałam, zatrzymując się obok nich. Chłopak, który wytatuowany nie był chyba tylko i wyłącznie na twarzy, spojrzał na mnie z wybawieniem w oczach.
- Młody się przewrócił i nie może stanąć na nogę. - westchnął, wskazując na rzucone w rów rolki.
- O masz. - uśmiechnęłam się do zapłakanego chłopca. - Mogę zobaczyć twoją nogę? - pokiwał główką, ocierając brudną ręką łzy z twarzy, przez co narobił sobie tylko ciemnych plam.
- Boże, ostrożnie!
- Spokojnie. - zaśmiałam się. - Jestem fizjoterapeutą, nie zrobię mu krzywdy.
Kilka sekund zajęło mi opatrzenie nogi, która na całe szczęście nie była ani złamana, ani zwichnięta. Delikatnie rozmasowałam bolące miejsce, później uspokoiłam małego Karla, że to tylko mocne stłuczenie i skończy się dużym siniakiem, a potem pomogłam mu wstać.
- Nathan, weźmiesz mnie na barana? - zrobił proszącą minkę. - Boli mnie nóżka.
- Wielkie dzięki za pomoc. - zaśmiał się. - Nie mam zbytniego doświadczenia z dziećmi.
- Musisz bardziej na niego uważać, bo rodzice cię zjedzą.
- To akurat tylko mój kuzyn, ale pewnie i tak posłucham pretensji. - parsknął śmiechem. - Nie chcę być wścibski, ale jesteś tu nowa? Nasza ulica jest mała, praktycznie każdy z każdym się zna.
- Mhm, wprowadziłam się dziś z rodzinką do domu na końcu ulicy.
- W takim razie jesteśmy sąsiadami. Mieszkam obok. - wyciągnął dłoń w moim kierunku. - Jestem Nathan.
I tak po krótkim zapoznaniu się, ruszyliśmy w stronę naszych domów, Nathan z małym Karlem na plecach i ja z niebieskimi rolkami w rękach.


Andreas

   Leżałem na łóżku, czekając aż rudowłosa skończy się ubierać i w końcu wyjdzie z mojego pokoju. Przeżywała pod nosem, że jestem dupkiem, który nie ma uczuć, ale dosłownie to po mnie spływało. Kiedy drzwi trzasnęły, podniosłem się do pozycji siedzącej i sięgnąłem po koszulkę leżącą na skraju łóżka. Ledwo zdążyłem ją założyć, a drzwi otworzyły się z wielkim hukiem.
- Kto to był? - mama założyła ręce i czekała na wyjaśnienia.
- Nie wiem. Chyba Emma. - mruknąłem.
- Chyba Emma? Andreas, dziecko, ja cię błagam.. Dlaczego robisz z naszego domu instytucję publiczną?
- Dlaczego od razu 'instytucja publiczna'? Koleżanki nie mogą mnie po prostu odwiedzić?
- Dużo masz tych koleżanek. Codziennie są u nas po dwie inne!
- Mama, proszę cię. - jęknąłem, odkręcając butelkę z wodą.
- To ja cię proszę, synu, żebyś skończył przyprowadzać je do naszego domu tylko na seks.
- A kto powiedział, że my tu uprawiamy seks? - udałem zdziwionego, wiedząc, że to zirytuje ją tylko bardziej. - Dziś oglądaliśmy fajną komedię, a wczoraj Sabrina podziwiała mój duży model samolotu. - na samą myśl o tym, co ja gadam, parsknąłem śmiechem i dostałem za to brudną ścierką po głowie.
- Za chwilę widzę cię na dole. Ojciec zawiezie cię dziś na rehabilitację. - pokręciła na odchodne głową i zamknęła drzwi.
Westchnąłem głęboko. Tak naprawdę nie miałem ochoty chodzić na tę całą rehabilitację odkąd mój zaufany fizjoterapeuta uległ wypadkowi i na jego miejsce wskoczyła jakaś młoda dziewucha, która wiedziała, jak używać rąk, ale tylko i wyłącznie w sprawach znacznie odbiegających od rehabilitacji. Od jakiegoś czasu szukałem innego gabinetu, ale do najbliższego nie dałbym rady dojechać na wózku, a nie chciałem też być dużym obciążeniem dla rodziców czy sióstr. Schylając się po portfel, zauważyłem kawałek materiału w panterkę.
- Niedługo otworzę stoisko z bielizną. - powiedziałem, ciskając nimi do kosza, który stał w kącie pokoju.
Odkąd uległem kontuzji kolana i przeszedłem operację, byłem uziemiony w domu. Naprawdę szło zwariować od wpatrywania się w cztery ściany pokoju lub ekran telewizora. Czasem też już nudziły mnie wizyty Nathana, którego choroba pod tytułem 'jestem kretynem' znacznie zaczęła się nasilać. Z tego wszystkiego zarejestrowałem się na portalu randkowym, gdzie jasno określiłem swój powód bycia tam - szukałem fajnych dziewczyn na jeden raz, bez pragnienia posiadania chłopaka, całej tej stabilizacji i bez żadnych chorób wenerycznych. Byłem świadomy tego, że samo to, kim jestem, ich przyciągało i pisało do mnie mnóstwo kobiet, ale też nie narzekałem z tego powodu. Każda z nich była inna, każda lubiła coś innego i czego innego chciała doświadczyć, a ja potrzebowałem jakiejś rozrywki.
- Andreas! - krzyk rodzicielki jedynie przyśpieszył moje wyjście, a raczej mój wyjazd z pokoju. Całe szczęście, że mieszkaliśmy w parterowym domu, bo zapłakałbym się na śmierć, gdybym musiał kombinować, jak wejść na górę, byleby tylko nie musieć spędzać nocy na kanapie w salonie.
- Gotowy? - zapytał ojciec.
- Koleżanka go dobrze przygotowała. - dopowiedziała mama i zniknęła za drzwiami łazienki.
Z pomocą taty pokonałem jeden schodek i chwilę później byliśmy w drodze na rehabilitację. Kiedy mijaliśmy dom, który od jakiegoś czasu stał pusty, zauważyłem Nathana ze swoim kuzynem. Zastanawiało mnie, co tam robił, ale napad rabunkowy mogłem spokojnie wykluczyć, przecież nie robiłby czegoś takiego mając dziecko pod opieką. Po wystukaniu wiadomości do chłopaka, oparłem głowę o zagłówek i przymknąłem oczy, wsłuchując się w piosenkę Elvisa Presleya.

__________________________________________________

Hejka! Witam was bardzo serdecznie na moim blogu. ;)
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział rozbudzi u was chęć pozostania tu i śledzenia losów fizjoterapeutki Olivii oraz napalonego Andreasa. Zachęcam też do pozostawiania mi linków do waszych opowiadań, na które z miłą chęcią zajrzę! :D

Pozdrawiam i życzę wam miłego weekendu. ^^